piątek, 23 maja 2014

Mother's Love

Dzisiaj jest dla mnie wielki dzień, ponieważ ukończyłam pracę nad Mother's Love, zwaną roboczo "Niedźwiadkami".

Ile czasu zajęło mi haftowanie ciężko określić. Haft zakupiłam jeszcze w lutym. Z początku haftowałam dużo i często, jednak w marcu i kwietniu przyszły zajączki wielkanocne, koala niespodzianka i miś Tatty Teddy. Każdy z tych mniejszych projektów odciągał mnie od niedźwiadków, ale też dzięki urozmaiceniu w postaci drobniejszych robótek, wykonanie większej pracy (jak dla mnie - największej w moim życiu) było łatwiejsze. Po każdej zmianie chętnie wracałam do czegoś większego. Również z każdą zmianą powracałam do haftu z bogatszym doświadczeniem, co można zauważyć w krzyżykach stawianych na niedźwiadkach.
Przy tym hafcie, jak i przy każdym wcześniejszym, sporo się nauczyłam.
Największą i najbardziej bolesną nauczką był zakup tamborka z miedzianym (albo imitujące takowe) zapięciem. Chociaż jeszcze większym błędem było pozostawianie pracy zapiętej na tamborku. Zapięcie pobrudziło kanwę, a plamy nie mogłam niczym doprać ani doczyścić. Szczęście w nieszczęściu, że na żółtej plamie haftowane były...złote krzyżyki :)
Nauczyłam się jak nie plątać nitek przy rozdzielaniu oraz jak je prowadzić, żeby równo układały się na kanwie. Wciąż uczę się ich prowadzenia po całości wzoru oraz zakańczania. Moje ciągłe obawy o to, że nić wysmyknie się spod pozostałych, a przez to spruje się połowa pracy są przyczyną tego, że nie jest dumna z tego, jak wygląda tył haftu :)
Backstitch nadal jest czymś na co uwielbiam patrzeć, gorzej z wykonywaniem. French knot - pierwsze w życiu. Przy wykonaniu pierwszego myślałam, że wydziubałam dziurę na wielkość supełka. Na szczęście mulina się odkształciła tylko na moment i za chwilę powróciła na swoje miejsce. Kolejne poszły już lepiej.
Nauczyłam się również, że haftowanie to nie wyścigi. Im bardziej się śpieszyłam, tym więcej czasu spędzałam na pruciu. A wiadomo - prucia nikt nie lubi, zwłaszcza kiedy błąd jest znaleziony już po pewnym czasie i nitki z tyłu pracy przypominają pajęczynę pijanego pająka...i weź tu teraz znajdź tą odpowiednią.
Wiem też, że przy większych pracach znacznik w postaci pisaka zmywalnego byłby ogromnym ułatwieniem dla oczu. To zakup, o którym trzeba szybko pomyśleć.
Jestem dumna, że udało mi się ukończyć tę pracę, pomimo wielu chwil zwątpienia i braku wiary czy dam radę :)

2014-05-23